poniedziałek, 28 stycznia 2013

Walka wewnętrzna Cecylii

Jakiś czas temu Cecylia biła się z myślami. Stoczyła nawet walkę wewnętrzną. Jak można się domyślić, było to dość bolesne doświadczenie. Doszło nawet do tego, że nieopatrznie zraniła sobie serce. Próbowała zatamować krew, zatykając dziury osinowymi kołkami. Zanim jednak do tego doszło usiłowała poddać się machając papierową chusteczką, którą od czasu do czasu nieśmiało unosiła w górę... najwyżej do wysokości oczu. Szybko zaniechała tego procederu, gdyż był wysoce nieskuteczny. Wiedziała, że przegrała, a jej obraz był naprawdę mizerny. Odmówiła przyjęcia posiłków z zewnątrz i ogłosiła klęskę. Myślała, że w ten sposób zamknęła dostęp wrogowi. Niestety od dawna była jego jeńcem. Symbolicznie już tylko zawiesiła broń, a raczej zamknęła oczy i popędziła na oślep. Sądziła, że zdezerterowała z pola walki, lecz  jedynie przeniosła całe swoje siły na nowy grunt - wpadła w wir pracy. Jak się wkrótce okazało, była to kolejna bitwa, w której wypruwała własne flaki. W przebłysku świadomości podjęła ostateczną walkę, w której biła się już tylko z myślami. Nieco za późno uznała, że posiłki i odbudowa wewnętrzna będą niezbędne. Poddała się więc biegowi spraw i pozwoliła wbić sztandar obcych wojsk w punkt dowodzenia. Tak oto wspięła się na szczyt bezmyślnych możliwości, uznając, że wygrała z samą sobą.

piątek, 25 stycznia 2013

Rozwodzenie się nad tematem Pani Ka.

Cecylia poniosła straty. Ogromne straty. Po zsumowaniu wszystkich: moralnych, materialnych, zawodowych i innych pomniejszych wyszło dziewięćdziesiąt procent na minusie. Reszta stanowiła drobny ułamek, a właściwie uszczerbek zdrowia, żeby nie powiedzieć na zdrowiu. Takie chude-kościste-omalże-nic z bezdechem i nerwicą serca, bo to - o dziwo! - potłuczone, ale się ostało. Tak, nazwijmy rzeczy po imieniu - to była Pani Ka.
Była Pani Ka - obecnie Panika.
Mimo, że nie chciała rozwodzić się nad tym tematem (słowo to, nie mówiąc o samej czynności, było ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę), po głębszej analizie uznała, iż nie ma innego wyjścia. Wyszła zatem jedynym jakie znalazła - Fire Exit. Jako, że grunt spalił się pod jej stopami, była to najwłaściwsza droga na ten moment. Tak oto wszystko poszło z dymem, a Cecylia z paniką i torbami.

czwartek, 24 stycznia 2013

Gra dziewiąta - Reback'a Home

Zmęczona wielogodzinnym porządkowaniem cudzego bałaganu Cecylia, zapadła się równocześnie w głęboki fotel i zamyślenie. Dziś kolejny raz zwrócono się do niej imieniem „Rachelo”. Wierząc lub nie w kolejne wcielenia, można mieć wrażenie, że coś musi być na rzeczy. Przyjrzała się zatem uważnie swoim fatałaszkom, lecz poza wysłużonymi supełkami na swetrze, niczego szczególnego tam nie znalazła. Znak czasu, a i owszem. Dawno minionego. Zmechaciło mi się trochę to życie – pomyślała Cecylia skubiąc rękawy.
Hmm… Rachela? A może to przez te włosy?
Właściwie, to nieistotne. Ciekawe jak nazwałaby się, gdyby imię mogło mieć jakiekolwiek znaczenie.
Tym razem Cecylia zapadła w półsen. Majaczyło się jej, że siedzi w twardej szkolnej ławce i kreśli bezmyślnie zakrętasy  na marginesie. Z zamyślenia wyrywał ją  głos.
- Reback’a! Reback’a! Rebeck’a Home!!!
- To o mnie chodzi?
Cecylia uniosła się z miejsca i szła pomiędzy ławkami, nie mając pojęcia, co to za nauczycielka, jaki to przedmiot i o co będzie pytana. Rząd ławek wydawał się nieskończony, nogi ciężkie, a cel coraz mniej wyraźny. Tablica? Nie to chyba jakiś drogowskaz! Droga do domu?
- Pospiesz się dziewczyno! Znów nieprzygotowana? 

Na biurku nauczycielki znalazła tabliczkę z jej wizytówką: prof. Amy Gracya
- Masz plan?
- Plan?
- Plan!
- Jaki plan?
- Życiowy Plan, niemądra. Nieprzygotowana! Reback’o Home - wrócisz do domu później niż inni.
- Kiedy?
- To właśnie ty miałaś przygotować odpowiedź na to pytanie. Odrobisz to zadanie tutaj - potem możesz wracać.

piątek, 18 stycznia 2013

Gra ósma - Cosa Nostra (czyli: Koza z nosa)

Koza przyszła do woza, tuż po tym,
Gdy baba zeszła z niego - hej!
I koniom zrobiło się lżej.
Przyszła więc koza do woza w samą porę,
Gdy miejsce po babie, co zeń zlazła, świeciło otworem.

Baba z woza zeszła,
Hop - koza w miejsce baby,
a kiedy skakała, to nogę złamała.

Ha! ha! Gdyby nie skakała,
To by nie złamała!
Konie się uśmiały i rzekły:
Nie na wóz! Musi być inaczej!
Wszak na pochyłe drzewo każda koza skacze!

Koza upadła tak nisko,
Iż ni do rymów, ni do taktów skora już nie była.
Wyśmiały ją koniska,
Nos na kwintę spuściła i w nim się ukryła.